Zabrakło mu odwagi i nie było potrzeby obnażać się do dna duszy przed czynownikiem.
— Ja i książek nie czytam! — przemknęło mu w umyśle, ale nie wyrwało się nazewnątrz — rozpłynęło się westchnieniem.
— Czemś jednak raczył się pan zajmować — pokornie dodał Iwan Matwieicz, jakby wyczytał w umyśle Obłomowa odpowiedź o książkach — nie można przecie...
— Można, Iwanie Matwieiczu. Żywym dowodem jestem — ja! Kimże jestem ja? Proszę zapytać Zachara, on powie panu — „barin“. Tak, ja barin jestem i nic robić nie umiem! Niech pan robi, jeśli wie, co, i proszę mi dopomóc, jeśli można, a za trud każe pan sobie zapłacić. Na to nauka!
Ilja Iljicz począł przechadzać się po pokoju, a Iwan Matwieicz stał na swojem miejscu, wodząc za nim wzrokiem. Milczeli obydwaj.
— Gdzie się pan uczył? — spytał Obłomow, stanąwszy przed nim.
— Zacząłem od gimnazjum, ale z szóstej klasy odebrał mię ojciec i oddał na służbę rządową. Co nasza nauka! Czytać, pisać, trochę gramatyki, arytmetyki — i dalej nie poszedłem! Jako tako poznałem się na rzeczy z doświadczenia i tak pomaleńku posuwam się. Pan inaczej — pan się uczył wszystkiego...
— Tak, westchnąwszy przerwał mu Obłomow. Prawda, uczyłem się i wyższej algebry i ekonomji politycznej i prawa, ale do niczego nie przysposobiłem się. Otóż, widzi pan, pomimo wyższej algebry, nie umiem obliczyć mego dochodu. Przyjechałem na wieś, posłuchałem, popatrzyłem, jak robią w domu, w majątku, dokoła nas — zupełnie inne prawa!
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/550
Ta strona została uwierzytelniona.