Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/570

Ta strona została uwierzytelniona.

Pomału, z wielkim wysiłkiem ducha, albo wyrabia się w człowieku poddanie się losowi — i wtedy organizm powoli odzyskuje wszystkie funkcje życia; albo rozpacz złamie człowieka, a wtenczas już nie dźwignie się on z upadku; zależne to oczywiście od charakteru człowieka i smutku, który go przygniótł.
Obłomow nie wiedział czy siedzi, siedział nawet machinalnie, nie spostrzegłszy kiedy zawitał ranek; słuchał, ale nie słyszał, suchego kaszlu staruszki, jak stróż począł rąbać drzewo, jak w domu rozlegało się stukanie i chodzenie; patrzył i nie widział, jak gospodyni z Akuliną poszły na targ, przesuwając się pod jego oknami.
Ani pianie kogutów, ani szczekanie psa, ani skrzypienie bramy nie mogły go wyprowadzić z tego osłupienia, w jakie zapadł. Nie słyszał brzęku filiżanek, ani syczenia samowaru.
Około dziewiątej Zachar tacą otworzył drzwi do gabinetu Obłomowa, zgiął nogę, jak zwykle, ażeby nią drzwi za sobą przymknąć i, jak zwykle nie trafił, ale tacę utrzymał. Nawymyślał, swoim zwyczajem, tacy i filiżankom, wiedząc o tem, że ztyłu czuwa Anisja i gdy tylko cokolwiek spadnie z tacy, ona w lot to podchwyci i zawstydzi go.
Trzymając mocno tacę i przytrzymając ją brodą, doszedł szczęśliwie do łóżka Obłomowa i miał już zamiar postawić ją na stole przy łóżku i rozbudzić go, gdy spostrzegł ze zdziwieniem, że pościel nietknięta, a barina niema!
Poruszył się nagle zdziwiony i filiżanki spadać poczęły na podłogę. Zachar począł je chwytać w powietrzu, chwiał tacą — i wszystko spadało. Na tacy pozostała tylko jedna łyżeczka.
— Co to za napaść! — mówił, patrząc jak Anisja