Przed oknami znowu odzywać się poczęło gdakanie kwoki i pisk nowego pokolenia kurcząt; pieczono „pirogi“ z kurczętami i świeżemi grzybami, zjawiły się świeżo kiszone ogórki, a wkrótce potem i jagody.
— „Potrocha“ — rzekła gospodyni do Obłomowa — już teraz mi dobrze. Wczoraj za dwie pory małe żądano siedem grzywien, ale zato łosoś jest świeży, a boćwinę codziennie nawet można gotować.
Gospodarstwo w domu wdowy Pszenicynowej było w stanie kwitnącym, nietylko dlatego, że Agafja Matwiejewna była wzorową gospodynią, że gospodarstwo było jej jedynem zajęciem, ale i dlatego jeszcze, że Iwan Matwieicz Muchojarow był pod względem gastronomicznym skończonym Epikurejczykiem.
Więcej, niż niedbałym był on co do ubrania i bielizny. Ubranie nosił całemi latami, a na kupno nowego wydawał pieniądze z obrzydzeniem i gniewem, nie wieszał go starannie, lecz rzucał na kupę, do kąta; bieliznę, jak robotnik, zajęty brudną robotą, zmieniał tylko w sobotę, ale na jedzenie — nie żałował wydatków.
Pod tym względem miał on własną logikę, wyrobioną od czasu objęcia urzędowania: nie zobaczą co masz w brzuchu i nie będą robić niepotrzebnych uwag; tymczasem złoty łańcuszek przy zegarku, nowy frak, dobrze wyczyszczone buty — wszystko to wywołuje niepotrzebne rozmowy.
Dlatego też na stole Pszenicynych bywała cielęcina pierwszego gatunku, bursztynowy jesiotr, białe jarząbki. Niekiedy Iwan Matwieicz sam obchodził i obwąchiwał cały targ — jak pies legawy, zaglądał
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/578
Ta strona została uwierzytelniona.