Agafja Matwiejewna urosła; Anisja puściła w ruch swoje ręce jak orlica skrzydła, życie zakipiało dokoła i popłynęło szeroką rzeką.
Obłomow jadał obiad o godzinie trzeciej razem z rodziną Pszeniczynowej; braciszek tylko jadał osobno, po nich już, w kuchni, gdyż zwykle późno wracał z urzędowania.
Herbatę i kawę przynosiła Obłomowowi sama gospodyni, nie Zachar, jak dawniej. Zachar, gdy chciał, ścierał kurze, a gdy niechciał, wbiegała Anisja jak wicher i częściowo fartuchem, częściowo ręką — nieraz nosem prawie — wszystko zmiatała, ścierała, zdmuchiwała, porządkowała i znikała. Gdy Anisja była zajęta, sama gospodyni, jak tylko Obłomow wyszedł do ogrodu, zaglądała do jego pokojów, dojrzawszy jakiś nieporządek, pokiwała głową i, mrucząc coś pod nosem, wytrzepywała poduszki, przejrzała nawleczki, a jeśli trzeba było zmienić — zmieniła, oczyściła okna, zajrzała za oparcie kanapy i odchodziła do siebie.
Powolne osiadanie dna morskiego, osuwanie się góry, zwiększanie się namułu z dodatkiem lekkich wulkanicznych wstrząsnień — wszystko to sprawdziło się w losie i życiu Agafji Matwiejewny, ale nikt, a najmniej ona sama nie spostrzegała tych zmian. Stało się to wszystko widocznem dopiero z powodu licznych, częstych i nieoczekiwanych następstw.
Dlaczego ona od pewnego czasu była jakaś nieswoja?
Dawniej jeśli przepaliła się pieczeń, przegotowała się ryba w zupie, nie dodano do zupy zielonego, ona surowo, ale z godnością robiła uwagę Akulinie i zapominała — teraz, gdy się coś podobnego stało,
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/580
Ta strona została uwierzytelniona.