Dzień św. Jana minął uroczyście. Dzień przedtem Iwan Matwieicz nie poszedł do urzędu. Cały dzień pędził po mieście i zawsze wracał do domu z jakiemś zawiniątkiem lub koszykiem.
Agafja Matwiejewna przez trzy dni żywiła się tylko kawą, ale dla Ilji Iljicza było zawsze trzy potrawy do stołu. Inni jadali cokolwiek i gdziekolwiek.
Anisja w przeddzień święta wcale nie spała. Tylko Zachar wysypiał się za nią i za siebie, a na wszystkie przygotowania spoglądał lekceważąco i z pogardą.
— U nas w Obłomówce każde święto tak obchodzono — mówił do dwóch kucharzy, których zaproszono do pomocy z grafskiej kuchni. Bywało pięć gatunków leguminy na stole, a serów — niktby nie policzył! Cały dzień państwo jedzą — i na drugi dzień jeszcze. A potem my przez pięć dni dojadamy. Ledwie skończymy — patrz! — goście przyjechali. I znowu zaczyna się! A tutaj co? Raz do roku tylko!
Przy obiedzie półmisek podawał najprzód Obłomowowi i za nic nie zgodził się podać jakiemuś panu z wielkim krzyżem, na szyi.