— Nasz pan szlachcic rodowy — mówił z dumą, — a to co za goście!
Tarantjewowi, siedzącemu na końcu stołu, wcale półmiska nie podawał, tylko stawał przed nim lub sam nakładał mu na talerz ile chciał.
Wszyscy koledzy służbowi Iwana Matwieicza byli obecni — a było tego około trzydziestu osób.
Ogromny pstrąg, faszerowane kurczęta, przepiórki, lody i doskonałe wino — wszystko to godnie uczciło uroczystość imieninową.
Goście pod koniec poczęli się wycałowywać i wychwalać pod niebo dobry gust gospodarza, a potem zasiedli do kart. Muchojarow kłaniał się i dziękował, zapewniając, że dla szczęścia przyjęcia tak miłych gości nie żałował wydać czteromiesięcznej pensji.
Nad ranem goście rozjechali się lub rozeszli i w domu Przenicynowej znowu wszystko umilkło.
W dzień imienin Obłomowa z obcych osób byli tylko u niego z wizytą Iwan Gerasimowicz i Aleksiejew, milczący i niewinny gość, ten sam, który przyjechał był prosić Ilję Iljicza na wycieczkę pierwszego maja. Obłomow nietylko nie chciał dać się wyprzedzić Iwanowi Matwieiczowi, ale chciał go zaćmić pewną wytwornością przyjęcia, nieznaną w tym kącie.
Zamiast tłustej kulebiaki były ptysiowe ciastka. Przed zupą podano ostrygi, kurczęta w papilotach z truflami, słodkie pieczyste, delikatne sałaty, angielskie ciastka.
Środek stołu zdobił olbrzymi ananas, a dokoła leżały morele, wiśnie, pełne wazy żywych kwiatów.
Ledwie podano zupę, ledwie Tarantjew wyłajać zdołał kucharza za głupie pomysły nie wkładania
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/594
Ta strona została uwierzytelniona.