spraw, stąd jechał na wieś, potem do Kijowa i Bóg wie gdzie jeszcze dalej.
Przy obiedzie mówił mało, ale jadł dużo. Widać było, że rzeczywiście był głodny. Inni jedli milcząc tem bardziej.
Po obiedzie, gdy już wszystko sprzątnięto ze stołu, Obłomow kazał zostawić w altance szampan i wodę selcerską i pozostał we dwójkę ze Sztolcem.
Kilka chwil milczeli obydwa. Sztolc pilnie i długo wpatrywał się w Obłomowa.
— No, Ilja! — rzekł wkońcu, ale tak ostro i pytająco, że Obłomow spuścił oczy w ziemię i milczał.
— A zatem — nigdy!
— Co — nigdy? — spytał Obłomow, niby nie domyślając się, o co chodzi.
— Zapomniałeś już — teraz albo nigdy.
— Ja innym już jestem teraz... niż byłem wtedy, Andrzeju — przemówił nareszcie. — Sprawy moje uporządkowane, Bogu dzięki, nie leżę bezczynnie, plan mój prawie gotów, książki, zostawione przez ciebie, prawie przeczytane...
— Dlaczegożeś nie wyjechał za granicę? — pytał.
— Zagranicę przeszkodziła mi wyjechać...
Obłomow zatrzymał się.
— Olga? — pytał Sztolc, wpatrując się w niego znacząco.
Ilja Iljicz zmięszał się.
— Jakto — więc i ty wiesz... Gdzie ona teraz? — spytał nerwowo, patrząc na Sztolca.
Sztolc, nie odpowiadając, patrzył na niego, głęboko wzrok zapuszczając w jego duszę.
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/596
Ta strona została uwierzytelniona.