Teorję tę stosował do wszystkich swoich przyjacielskich stosunków, pominąwszy urzędowe.
Był to kubaniarz w duszy, według znanej mu teorji; brał kubany z braku spraw i stron, od kolegów służbowych, od przyjaciół, Bóg wie, jak i zaco. Zmuszał, kogo tylko mógł, przebiegłością i narzucaniem się do traktamentu, wymagał od każdego niezasłużonego szacunku, bywał natrętnym. Nigdy nie wstydził się i nie martwił tem, że ubranie jego było wyszargane, ale mocno się niepokoił, gdy w perspektywie dnia nie widział, gdzieby można było zjeść obfity obiad, a dobrze go podlać winem i wódką.
Wobec swoich znajomych był on w roli brytana łańcuchowego, który szczeka na wszystkich, nie pozwala nikomu ruszyć się, ale który niewątpliwie wlot pochwyci kawał mięsa, bez względu nato, kto go rzuci i skąd on leci.
Tacy to byli obaj goście Obłomowa.
Poco ci dwaj rosyjscy proletarjusze chodzili do niego? Wiedzieli bardzo dobrze, dlaczego: pić, jeść i palić dobre cygara. Znajdowali tam ciepłe, wygodne mieszkanie i, jeśli nie życzliwe, to obojętne przyjęcie.
Ale poco wpuszczał ich do siebie Obłomow? Wątpię, czy zdawał sobie z tego sprawę. Zdaje się jednak z tej racji, że dotychczas w naszych dalekich prowincjonalnych Obłomówkach, w każdym zamożnym domu, tłoczy się gromadka podobnych figur, obojga płci, bez chleba, bez rzemiosła, bez rąk zdatnych do pracy produkcyjnej, obdarzona tylko żołądkiem do trawienia, — ale zawsze z tytułem lub godnością urzędową.
Nie brak jeszcze sybarytów, którzy takich ludzi
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.