Tarantjew i Iwan Matwieicz na drugi dzień po imieninach Obłomowa znowu zeszli się wieczorem w „traktirze“.
— Herbaty! — ponuro rozkazał Iwan Matwieicz a gdy służący przyniósł herbatą i rum, on ze wstrętem zwrócił mu butelkę. — To nie rum, a paskudztwo! — rzekł — i wyjął z kieszeni płaszcza własną butelkę z rumem, odkorkował ją i dał mu powąchać.
— Widzisz, nie suń się zatem ze swoją butelką — zauważył.
Gdy służący odszedł, rzekł:
— Cóż, kumie — źle!
— Tak! Czort go przyniósł! — ze złością odpowiedział Tarantjew. — Co za szelma Niemiec! Pełnomocnictwo skasował, a majątek wziął w dzierżawę. Czy to kto słyszał takie rzeczy? Oskubie on owieczkę...
— Jeśli on zna się na rzeczy, boję się kumie, aby co złego nie wyszło. Gdy dowie się, że „obroki“ ściągnięte i że my już podzielili się pieniędzmi — gotów wytoczyć skargę.
— Zaraz — skargę! Tchórzliwym stałeś się kumie! Zatiortyj nie po raz pierwszy zapuszcza łapę po cudze pieniądze, umie końce chować. Cóż on, pokwitowanie chłopom dawał, czy co? Bez