— Zupełnie według prawa — skinął głową na znak zgody Tarantjew. — A więc i my powtórzmy!
— Powtórzmy!
Znowu wypili.
— Gdyby twój ziemlak uparł się i napisał do Niemca — zauważył z obawą Muchojarow — wtenczas bracie, źle będzie. Nie można żadnego procesu wytoczyć, ona przecież jest wdową, nie dziewczyną!
— Napisze? Pewnie! Za dwa lata chyba napisze — rzekł Tarantjew. — A jeśli upierać się będzie — wyłaję!
— Nie, nie, Boże uchowaj! Wszystko zepsujesz kumie: powie, że go zmuszono, może nawet powie żeś go bił, a wtenczas to sprawa kryminalna. Można z nim przedtem zakąsić i wypić. On lubi wódeczkę na liściu bzowym. Gdy mu się we łbie zakurzy, migniesz do mnie, a ja z pisemkiem przyjdę. Nie popatrzy nawet jaka suma, jak wtenczas kiedy kontrakt podpisywał, a potem jak przez notarjusza będzie dokument zaświadczony — niech szuka wiatru w polu. Wstyd będzie przyznać się takiemu panu, że po pijanemu podpisał. A rzecz według prawa słuszna!
— Zupełnie według prawa! — zawyrokował Tarantjew.
— Niech wtedy Obłomówka przejdzie do sukcesorów!
— Niech przejdzie! Wypijmy kumie!
— Za zdrowie niedołęgów! — rzekł Iwan Matwieicz.
I wypili.