w cichości, czy ona gdy zatrzyma się na szczycie, odetchnie szeroko, przedewszystkiem nie spojrzy na niego. Wiedział, że tak uczyni, i był tego pewny.
To go uspokajało. Serce jego odczuwało jasność i ciepło, gdy nagle Olga obrzucała okiem okolicę, zaniemiała zapatrzyła się — a on znikał przed nią.
Ledwie się ruszył, słówko o sobie powiedział, ona przelękła się, krzyknęła nawet czasem — oczywiście zapominała czy on był przy niej, czy go niebyło, wogóle czy on istnieje na świecie.
Ale po powrocie, w domu, przy oknie, na balkonie Olga rozmawiała tylko z nim, rozmawiała długo, wydobywała z duszy wrażenia dopóki nie wypowiedziała się zupełnie; mówiła namiętnie, z uniesieniem, zatrzymywała się chwilkę, wyszukiwała wyrazy, chwytała w lot podpowiedziane, a w spojrzeniu jej widać było wdzięczność dla niego... Siadała czasem na fotelu, zmęczona do niemożliwości, ale chciwe wrażeń i ciekawe jej oczy mówiły, że rada go słuchać będzie.
Słuchała prawie nieruchoma, ale nie opuściła jednego wyrazu, jednego jakiegoś rysu. Sztolc już przestał mówić, ona słuchała jeszcze, oczy jeszcze pytająco zwrócone były do niego, a on rozumiał znaczenie tych spojrzeń i mówił dalej z nowym zapałem, z nowem uniesieniem.
Wszystko tak dobrze — jasno, spokojnie, ciepło, serce biło równomiernie. Zdawałoby się, że ona teraz właśnie żyła pełnem życiem. Niczego jej nie trzeba, tu jej świat, ciepło, życie. Nagle wstawała zmęczona i te same ciekawe pytające do niedawna oczy, zdawały się mówić: odejdź! lub: chcę jeść — i jadła z apetytem...
Wszystko to byłoby zrozumiałem, dobrem; Sztolc nie był marzycielem. Nie życzył on sobie namiętnej
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/623
Ta strona została uwierzytelniona.