ukryty i pochlebny dla niej szept serca, to nie potrafiła owładnąć marzeniami swojej wyobraźni. Często przed jej oczyma, wbrew woli, przesuwał się i jaśniał obraz tej drugiej miłości, coraz bardziej czarujący; zwiększało się marzenie o szczęściu nie z Obłomowym, nie śród leniwej drzemki, lecz na szerokiej arenie wszechstronnego życia, z jego głębią, rozkoszami i smutkami — obraz szczęścia ze Sztolcem...
Wtedy Olga oblewała łzami swoją przeszłość, lecz i zmyć jej nie mogła. Trzeźwiła się z marzeń i odgradzała od nich ścianą nieprzenikalnego milczenia i tej przyjacielskiej obojętności, która tak szarpała duszę Sztolca. Potem, zapominając o wszystkiem, znowu dawała się unosić bezinteresownej życzliwości przyjaciela, stawała się czarującą, miłą, pełną dobrej wiary, póki znowu marzenie o szczęściu, do którego straciła prawo, nie przypomniało jej, że przyszłość dla niej stracona, że różowe myśli już minęły, że opadł kwiat życia.
Zapewne, zczasem Olga zdołałaby pogodzić się ze swojem położeniem i zapomniałaby o nadziejach na przyszłość, jak robią wszystkie stare panny; otoczyłaby się chłodną apatją, czas swój poświęcając dobrym uczynkom, ale nagle z kilka słów, które nieostrożnie wyrwały się z ust Sztolca, Olga przekonywała się niezbicie, że straciła w nim przyjaciela, a zyskała namiętnego czciciela. Przyjaźń utonęła w miłości.
Bladą była Olga tego rana, kiedy zrobiła to odkrycie: przez dzień cały nie wychodziła z pokoju, walczyła ze sobą, myślała nad tem, jak ma teraz postąpić, jaki obowiązek spoczywa na niej — i nie znajdowała na to wszystko odpowiedzi. Przeklinała
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/630
Ta strona została uwierzytelniona.