Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/634

Ta strona została uwierzytelniona.

wprost na nią, tak że mógł prawie każdą jej myśl odczytywać z twarzy.
— Skąd ja mogę wiedzieć? — odpowiedziała cicho.
Wobec tak niebezpiecznego przeciwnika, Olga nie miała dość siły woli, charakteru, ani przenikliwości, ani umiejętności panowania nad sobą, z któremi zawsze stawała wobec Obłomowa.
Olga rozumiała dobrze, że jeśli dotychczas mogła wszystko ukrywać przed bystrym wzrokiem Sztolca i pomyślnie prowadzić wojnę, to dzięki zgoła nie własnej sile, jak w walce z Obłomowym, a tylko dzięki uporczywemu milczeniu Sztolca i jego skrytości. W otwartej wojnie, przewaga nie była po jej stronie i dlatego pytaniem: skąd ja mogę wiedzieć — Olga chciała tylko zdobyć trochę przestrzeni i chwilkę czasu, ażeby nieprzyjaciel mógł jaśniej odkryć swoje zamiary.
— Nie wie pani? — rzekł otwarcie — bardzo dobrze, ja powiem...
— Ach, nie! — wyrwało się nagle z ust Olgi.
Uchwyciła go za rękę i patrzyła na niego, jakby prosząc o litość.
— Widzi pani, ja zgadłem, że pani wie. Ale dlaczego — nie? — dodał.
Olga milczała.
— Jeśli pani przewidywała, że prędzej, czy później ja wypowiedzieć się muszę, to wie pani zapewne, jaką mi dać odpowiedź — mówił.
— Przewidywałam i męczyłam się — rzekła, opierając się o tylną część krzesła. Odwróciła się od światła i pragnęła, ażeby co prędzej zmrok zapadł i przyszedł jej z pomocą, by Sztolc nie widział, w jej twarzy śladów walki ze sobą, trwogi i smutku.