Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/637

Ta strona została uwierzytelniona.

jestem chaosie, w większej żyję ciemności, niż pan — odpowiedziała.
Sztolc ujął ją za rękę.
— Czy wierzy mnie pani? — zapytał.
— Bezgranicznie, jak matce, pan o tem wie — odrzekła słabym głosem.
— Proszę mi zatem opowiedzieć, co się z panią działo od czasu kiedyśmy się rozstali. Pani wydaje się teraz tajemnicą dla mnie. Dawniej umiałem na twarzy pani odczytać każdą myśl. Zdaje się, że jest to jedyny środek pojmowania siebie wzajemnie. Czy zgadza się pani z tem?
— O, tak, jest to niezbędne... trzeba skończyć nareszcie! — rzekła ze smutkiem wobec konieczności wyjawienia przed nim wszystkiego co zaszło.
Schyliła głowę. W myśli jej plątał się wyraz: Nemezys! Nemezys! Milczała schyliwszy głowę. A Sztolcowi ogarnął duszę od tych słów jakiś lęk, a jeszcze większy od jej milczenia.
— Męczy się... Mój Boże! — myślał — co się z nią działo? Uczuł chłód, a ręce i nogi drżeć mu poczęły. Wyobrażał sobie coś strasznego. Olga milczała. Widocznem było, że walczyła ze sobą.
— Więc cóż... Olgo Siergiejewno? — nalegał Sztolc.
Olga milczała, zrobiła tylko jakiś ruch nerwowy, którego nie można było dostrzec w ciemności, lecz zdradził go tylko szelest jedwabnej sukni.
— Staram się skupić wszystkie moje siły — rzekła w końcu. — Gdybyś pan wiedział, jak to trudno — dodała, patrząc na stronę i usiłując zapanować nad sobą.
Pragnęła, ażeby Sztolc dowiedział się o wszystkiem nie z jej ust, lecz od kogoś innego, cudem może.