Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/646

Ta strona została uwierzytelniona.

niemu spojrzenie takiej głębokiej wdzięczności, takiej gorącej niebywałej przyjaźni, że w tem spojrzeniu zobaczył wreszcie tę iskierkę uczucia, którą przez cały rok pragnął dojrzeć. Dreszcz radości ogarnął go.
— To ja właśnie wracam do zdrowia — zauważył — i zamyślił się. — Ach, gdybym był wiedział, że bohaterem tego romansu był Obłomow! Tyle czasu przeszło, tyle krwi się napsuło! Zaco? Dlaczego? — pytał prawie z gniewem.
Ale powoli opuszczał go gniew, wracało otrzeźwienie; Sztolc ocknął się z zamyślenia. Czoło wygładziło się, spojrzenie poweselało.
— Widać, że było to niezbędnem. Zato teraz jakże jestem spokojny, jak... szczęśliwy! — zawołał w upojeniu.
— Jak sen wszystko minęło, jak gdyby nic nie było — zauważyła Olga w zamyśleniu, ledwie dosłyszalnym głosem, dziwiąc się swemu nieoczekiwanemu odrodzeniu. — Pan zdjął mi z serca nietylko wstyd, żal, ale gorycz i ból... wszystko. Jak to pan uczynił? — pytała cichym głosem. — Czyż to wszystko minęło, i ta... omyłka?
— Ja myślę, że już wszystko minęło — rzekł — spojrzawszy na nią po raz pierwszy spojrzeniem namiętności i nie ukrywając jej — wszystko co było...
— A cóż będzie prawdą, nie... omyłką? — pytała.
— Tu właśnie napisano — odpowiedział głosem stanowczym, biorąc do ręki list Obłomowa: „przed panią nie ten, kogo pani oczekuje, kto przyjdzie; on przyjdzie i pani obudzi się...“ I pokocha go pani, dodam od siebie, tak pokocha, że miłość ta trwać będzie nie rok, ale całe życie, tylko niewiem... kogo? — dodał, oczy w nią utkwiwszy.