Agafja Matwiejewna wstała.
— A co dzisiaj na obiad? — spytał Obłomow.
— „Ucha“ rybna, pieczeń barania, pierogi...
Ilja Iljicz milczał.
W tej chwili przed dom zajechał powóz i poczęto kołatać do bramy. Słyszeć się dało rwanie psa na łańcuchu i ujadanie.
Obłomow poszedł do siebie. Myślał że przyszedł rzeźnik, albo ogrodnik, lub ktoś w interesie. Wizytom takim towarzyszyły zwykle prośby o pieniądze, odmowa gospodyni, groźby ze strony kupca, prośba o poczekanie ze strony gospodyni. Wkońcu następowało łajanie, trzaskanie drzwiami, gwałtowny stuk bramy, szalone szamotanie się i ujadanie psa. Wogóle były to rzeczy nieprzyjemne. Ale zatrzymał się powóz — cóżby to mogło znaczyć. Rzeźnicy i ogrodnicy powozami nie jeżdżą.
Nagle gospodyni z przestrachem wpadła do niego.
— Goście do pana! — krzyknęła.
— Kto? Tarantjew czy Aleksiejew?
— Nie, nie, ten co jadł obiad na imieniny pana.
— Sztolc? — z trwogą odezwał się Obłomow, oglądając się dokoła gdzieby się schować. Boże! Co on powie, gdy zobaczy... Proszę powiedzieć że wyjechałem! — dodał pośpiesznie i poszedł do pokoju gospodyni.
Anisja w sam czas wyszła na spotkanie gościa. Agafja Matwiejewna zdołała jej powtórzyć rozkaz Obłomowa. Sztolc uwierzył, ale był bardzo zdziwiony jak to mogło być, ażeby Obłomowa w domu nie było.
— Proszę powiedzieć, że ja za dwie godziny wrócę i będę na obiedzie u pana — powiedział
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/660
Ta strona została uwierzytelniona.