Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/664

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co się dzieje z Olgą? — spytał.
— Nie zapomniałeś! A ja myślałem, żeś zapomniał.
— Nie, Andrzeju! Czyż ją można zapomnieć? — Byłoby to wszystko jedno, co zapomnieć, że żyłem kiedyś, że przez chwilkę byłem w raju... A teraz, co!
Obłomow westchnął.
— Gdzież ona?
— Na wsi, u siebie... gospodaruje.
— Z ciotką? — pytał dalej.
— I z mężem.
— Więc wyszła zamąż? — szeroko otworzywszy oczy, zawołał Obłomow.
— Przestraszyłeś się? Wspomnienie jakieś? — cicho, z uczuciem serdeczności zapytał Sztolc.
— Ach, nie! Bóg z tobą! — usprawiedliwiał się Obłomow, odzyskując równowagę. — Nie przestraszyłem się, alem się zdziwił. Niewiem dlaczego przeraziła mnie ta wiadomość. Czy też szczęśliwa? — powiedz mi na miły Bóg. Czuję, że zdjąłeś ze mnie wielki ciężar! Chociaż zapewniałeś, że mi przebaczyła, ale wiesz... nie miałem spokoju! Coś mnie ciągle męczyło... Kochany Andrzeju, jak ja wdzięczny jestem tobie!
Obłomow tak się cieszył serdecznie, tak się ruszał, że prawie podskakiwał na kanapie. Sztolc przypatrywał mu się ze wzruszeniem i przyjemnością.
— Jakiś ty dobry, Iljusza! Serce twoje było jej godne — rzekł. Ja wszystko jej powtórzę.
— Nie, nie, nic nie mów! Ona gotowa źle wytłumaczyć sobie moją radość z powodu jej zamążpójścia.
— A radość czyż nie jest uczuciem szlachetnem,