Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/670

Ta strona została uwierzytelniona.

Sztolc słuchał milcząc, z zakłopotaną twarzą.
— Teraz brat wyniósł się stąd — żeni się, więc i gospodarstwo, wiesz, już nie jest tak wielkie, jak przedtem. Dawniej, bywało, wszystko u niej paliło się w ręku. Od rana do wieczora biegała — na targ, do magazynów... Powiem ci — mówił Obłomow, ledwie obracając językiem — daj mnie jakie dwa — trzy tysiące, to ja ciebie nie baraniną będę przyjmować, całego jesiotra na stole przed tobą położę, pstrągi, filety pierwszego gatunku. A Agafja Matwiejewna i bez kucharza cuda umie tworzyć — tak!
Obłomow wypił jeszcze kieliszek.
— Wypij Andrzeju! Proszę cię, wypij! Doskonała wódka — zachęcał Ilja Iljicz. Olga Siergiejewna takiej nie potrafi zrobić! — mówił niepewnym językiem. Ona zaśpiewa Casta diva — a wódki nie potrafi zrobić. I „piroga“ z grzybami i kurczętami nie upiecze. Takie „pirogi“ tylko tutaj i w Obłomówce piekli. I to jest dobre, że nie kucharz gotuje. Ten Bóg wie jakiemi rękoma „pirog“ zawija, a Agafja Matwiejewna chodząca czystość!
Sztolc słuchał pilnie, nadstawiwszy uszu.
— A ręce miała białe — mówił dalej Obłomow, zatumaniony trochę gorzałką. — Nie grzech pocałować nawet! Teraz zgrubiały trochę, bo sama wszystko robi! Nawet koszule moje sama krochmali! — prawie ze łzami mówił Obłomow wzruszony. — Jak mi Bóg miły, sam widziałem. Dobra kobieta ta Agafja Matwiejewna! Ach, Andrzeju! Przyjeżdżajcie tu z Olgą Stepanówną, najmijcie „daczę“ w sąsiedztwie, ach wtenczas byśmy zażyli! W lasku pijalibyśmy herbatę w czasie Iljinskiego jarmarku, chadzalibyśmy do Prochowni, a za nami „wózek“ z prowjantami, z samowarem... Tam na trawie, na