rozścielonym dywanie rozłożylibyśmy się. Agafja Matwiejewna nauczyłaby Olgę gospodarować. Teraz to tylko źle, że brat jej inne ma mieszkanie, a gdyby „nam“ dano trzy — cztery tysiące, jabym ci takich indyków nahodował...
— Przecież ty otrzymujesz ode mnie pięć tysięcy! — przerwał Sztolc — cóż ty z nimi robisz?
— A dług? — wyrwało się Obłomowowi.
Sztolc porwał się z miejsca.
— Dług? — powtórzył, — jaki dług?
Patrzył na Obłomowa jak groźny nauczyciel na ukrywającego coś ucznia.
Ilja Iljicz nagle zamilkł. Sztolc przysiadł się do niego na kanapę.
— Komu jesteś winien?
Obłomow wytrzeźwiał trochę i opamiętał się.
— Nikomu... skłamałem...
— Nie, ty teraz właśnie kłamiesz, ale nie gładko. Co się z tobą dzieje, Ilja? Więc to jest ta baranina, to kwaśne wino! Ty nie masz pieniędzy. Cóż z nimi robisz?
— Rzeczywiście... winien jestem trochę gospodyni za produkty — rzekł.
— Za baraninę i za ozór! Ilja! Mów co się stało? Co to za historja: brat wyniósł się, gospodarstwo poszło źle. Coś w tem jest złego. Ileś winien?
— Dziesięć tysięcy gospodyni na skrypt dłużny — wyszeptał ledwie.
Sztolc zerwał się i usiadł znowu.
— Dziesięć tysięcy! Gospodyni! Za produkty! — powtarzał przerażony.
— Tak, wiele braliśmy... żyłem szeroko... Pa-
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/671
Ta strona została uwierzytelniona.