Nazajutrz Agafja Matwiejewna wydała Sztolcowi poświadczenie, że nie ma żadnej pieniężnej pretensji do Ilji Iljicza. Z tem poświadczeniem Sztolc nagle zjawił się przed „braciszkiem“.
Zjawienie się to jak piorun podziałało na Iwana Matwieicza. Zmieszany wyjął dokument i drżącym średnim palcem prawej ręki, paznogciem, zwróconym wdół, wskazał podpis Obłomowa, poświadczony przez notarjusza.
— Takie prawo... — zauważył. — Ja nie jestem w tem interesowany i tylko pilnuję spraw mojej siostry; jakie pieniądze brał Ilja Iljicz — niewiem.
— Na tem nie zakończy się nasza sprawa — rzekł Sztolc na odjezdnem.
— Sprawa słuszna... — rzekł Iwan Matwieicz, chowając ręce w rękawy — ja nie jestem w tem interesowany...
Na drugi dzień, ledwie Iwan Matwieicz wszedł do biura, zjawił się woźny od jenerała z rozkazem natychmiastowego stawienia się.
— Do jenerała! — z przestrachem powtórzyli wszyscy współtowarzysze w biurze. Dlaczego? Poco? Czy żadnej sprawy nie kazał wziąść? jaką? Prędzej! Prędzej! Zszywać fascykuły... uzupełnić protokół... Co to takiego?