prosiła, jako kobieta nieznająca się na rzeczy, abym zaświadczył skrypt u notarjusza — oto wszystko. Ty i Zatiortyj byliście świadkami tego wszystkiego wy i odpowiadać powinni.
— Powinieneś siostrę dobrze wziąć w ręce, jak ona śmiała występować przeciwko bratu? — mówił Tarantjew.
— Siostra głupia, nic się z nią nie dogadasz.
— Cóż ona?
— Płacze, i swoje powtarza: „nic mnie nie winien Ilja Iljicz — i tyle. Pieniędzy mu żadnych nie pożyczałam“.
— Ty masz także skrypt i na nią. Nic nie stracisz.
Muchojarow wyjął z kieszeni skrypt dłużny siostry, porwał na kawałki i podał Tarantjewowi.
— Masz, weź, podaruję go ci! chcesz? — mówił. — Co ja od niej wezmę? Dom z ogrodem czy co. Za niego i tysiąc rubli nikt nie da... cały się wali. A zresztą? Chrześcijaninem przecież jestem, nie wygonię jej na żebraczy chleb z dziećmi!
— Zatem, rozpocznie się sprawa... — zaczął Tarantjew trwożliwie. — Trzeba się wyplątać najtaniej! Ty kumie wyciągnij mnie z biedy...
— Jaka sprawa? Żadnej sprawy nie będzie! Jenerał groził wysłać z miasta, ale Niemiec wyprosił, nie chce wstydu dla Obłomowa.
— Co mówisz kumie! Teraz jakby góra z pleców spadła! Wypijmy! — zawołał uradowany Tarantjew.
— Wypić? Za czyje pieniądze? Za twoje chyba?
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/680
Ta strona została uwierzytelniona.