dzieja — Niemca! W dzierżawę wziął twój majątek, poczekaj — obłupi on ciebie i jeszcze akcjami obdarzy. Puści cię z torbami w świat, wspomnisz moje słowo! Głupiec jesteś, głupiec i jeszcze w dodatku bydlę niewdzięczne!
— Tarantjew! — krzyknął groźnie Obłomow.
— Czego ty krzyczysz! To ja będę krzyczeć, aby wszyscy słyszeli, że ty dureń jesteś, bydlę! — wrzeszczał Tarantjew. Ja i Iwan Matwieicz pielęgnowaliśmy cię, służyli ci jak poddani, chodzili koło ciebie na palcach, w oczy patrzyli, aby myśli twoje zgadnąć, a ty ogadałeś go przed naczalstwem, pozbawiłeś urzędu i kawałka chleba! To podle, wstrętnie! Tyś powinien oddać mu teraz połowę majątku. Podpisz weksel na jego imię; nie jesteś przecie teraz pijany, lecz przy pełnym rozumie. Podpisz weksel, powiadam ci, gdyż inaczej stąd nie odejdę...
Gospodyni i Anisja zajrzały przez drzwi.
— Czego wy Michej Andrejicz tak krzyczycie? Przechodnie zatrzymują się i słuchają, co to za wrzaski.
— Będę krzyczał! — gardłował Michej Andrejicz — niech się wstydzi ten osioł! Niech cię okpiwa dalej ten oszust Niemiec, który teraz z jego kochanką się związał...
W pokoju rozległ się głośny policzek. Uderzony przez Obłomowa w twarz, Tarantjew w jednej chwili zamilkł, usiadł na krześle i ogłupionem, zdziwionem spojrzeniem patrzył dokoła.
— Co to jest? Co to? Co! — blady, przerywanym oddechem mówił Tarantjew, trzymając się za policzek. — Obraza! Zapłacisz mi za to. Zaraz podam skargę do jenerał-gubernatora... Widzieliście!
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/685
Ta strona została uwierzytelniona.