Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/688

Ta strona została uwierzytelniona.

Śród tych mebli różnego wieku, obrazów, nie mających wartości dla ludzi obcych, ale drogich dla nich wspomnieniem jakiejś szczęśliwej chwili, śród różnych drobiazgów, nad oceanem książek i nut unosił się ciepły zapach życia, coś co podniecało rozum, zadowalało poczucie estetyczne. Na wszystkiem widać było albo myśl jakąś, albo promień piękna, wywołany pracą człowieka śród otaczającego go dokoła piękna natury.
Śród mebli znalazło się także wysokie biurko, stojące niegdyś w pokoju ojca Andrzeja, łosiowe rękawiczki, w kącie wisiał ceratowy płaszcz koło szafy, pełnej minerałów, muszli morskich, wypchanych ptaków obok różnych gatunków gliny, próbek towarów i t. p. Pośród tego wszystkiego na honorowem miejscu, inkrustowany złotem, błyszczał fortepian Erarda.
Siatka z winogradu, bluszczu i mirtów oplatała od dołu do góry całą willę. Z werandy widok był na morze, z drugiej strony na drogę wiodącą do miasta.
Tu przesiadywała Olga, jak na warcie, oczekując przyjazdu Andrzeja, gdy wyjeżdżał za interesami do miasta, a ujrzawszy go, schodziła na dół, mijała klomby kwiatów, długą aleją topoli i rzucała się na piersi męża. Oczy jej błyszczały radością, na twarzy występowały rumieńce niecierpliwego szczęścia, chociaż był to nie pierwszy i nie drugi rok ich małżeńskiego pożycia.
Sztolc na miłość i na życie małżeńskie miał swój własny pogląd, może nawet oryginalny. I tu poszedł on drogą prostą, ale przeszedł długą szkołę cierpliwości, pracy, spostrzeżeń, zanim poznał tę „prostą drogę“.