Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/690

Ta strona została uwierzytelniona.

lecz jak na dług wobec społeczeństwa i walczyć z niem z godnością.
Nieraz myślał o sercu i o jego prawach. Badając świadomie i nieświadomie wpływ piękna na wyobraźnię, potem przejście wrażenia na uczucie, jego objawy, grę, zanik, rozglądając się dokoła siebie, sam biorąc udział w życiu, przyszedł powoli do przekonania, że miłość, jak dźwignia Archimedesa, może poruszyć świat, że w niej spoczywa tyle powszechnej, stałej prawdy i dobra, ile kłamstwa i swawoli, ile nadużywania z powodu jej niezrozumienia... Gdzież jest szczęście? Gdzie zło? Gdzież granica między niemi?
Przy pytaniu: gdzie kłamstwo, przesuwały się w jego wyobraźni różnobarwne maski z przeszłości i teraźniejszości. Z uśmiechem lub czerwieniejąc i chmurząc się, spoglądał na nieskończony łańcuch bohaterów i bohaterek miłości, na Don Kichotów w stalowych rękawicach, na damy ich myśli z półwiekową wiernością w rozłące, na pasterzy o rumianych policzkach i wyłupiastych oczach i na ich Chloje, pasących baranki.
Stawały przed nim upudrowane markizy w koronkach, z rozumnie błyszczącemi oczyma i nierządną miłością; potem rozmaici Werterowie, którzy się strzelali, wieszali, dusili z miłości; potem stare panny, wiecznie opłakujące miłość lub pokutujące po klasztorach; wąsate twarze niedawnych bohaterów z bujnym ogniem w oczach; naiwni lub świadomi Don-Juani i mądrale, podejrzliwi w miłości, a w tajemnicy rozkochani w swoich klucznicach lub pokojówkach... wszyscy, wszyscy!
Przy pytaniu: gdzie prawda? — szukał daleko i blisko, w wyobraźni i w życiu przykładów prostego,