uczciwego i głębokiego uczucia, nierozerwalnego zbliżenia z kobietą — i nie znajdował. Gdy mu się zdawało, że znalazł, przekonywał się, że mu się zdawało tylko. Ogarniało go smutne rozczarowanie, zamyślał się i począł tracić wiarę.
— Widocznie niema miłości — myślał — w całej jej pełni. Może serca, w których czysta miłość gości, są mocno zamknięte: lękają się i ukrywają, niechcąc walczyć z teoretykami miłości. Może mają litość dla nich i przebaczają im, że w imię szczęścia, rzucają w błoto kwiat, z braku gruntu, w którym mógłby głęboko zapuścić korzenie i rozróść się w drzewo, któreby dało cień na całe życie.
Przypatrywał się małżeństwom, mężom i w ich stosunkach do żony widział sfinksa z jego zagadką, coś niezrozumiałego, niedopowiedzianego, a tymczasem ci mężowie niezaprzątają się zgoła zagadką miłości, idą tak prostą drogą małżeńską, tak równym krokiem, jak gdyby nie mieli przed sobą żadnych pytań do rozwiązania.
— A może oni mają słuszność? Może rzeczywiście nic więcej nie trzeba — myślał z nieufnością, widząc jak u jednych tak prędko mija miłość, jak nauka abecadła, a inni traktują ją jak formę czułości, tak samo obojętnie, jak oddają ukłon w towarzystwie — i co rychlej wracają do flirtu.
Oni niecierpliwie jak najprędzej pozbywają się miłości, tej wiosny życia, a potem całe życie krzywo patrzą na żony, jakby nie mogąc przebaczyć im tego, że je kiedyś kochali.
Niektórzy kochają długo, aż do starości, ale nigdy ich nie opuszcza uśmiech satyra...
Większość żeni się zupełnie z takiem samem uczuciem jakby przypuśćmy, wchodzili w posiadanie
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/691
Ta strona została uwierzytelniona.