Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/704

Ta strona została uwierzytelniona.

— Widzę że chcesz spać — zauważył.
Serce Olgi drgnęło, i nie po raz pierwszy, gdy tylko rozmowa schodziła na tor interesów.
— O, nie! — ze sztuczną żywością odpowiedziała Olga.
— Niezdrowa jesteś? — dopytywał się znowu.
— Nie. Zdaje ci się.
— Więc nudzisz się!
Olga obiema rękoma mocno ścisnęła mu ramię.
— Nie, nie! — odpowiedziała, ale w akcencie brzmiała pewna nieszczerość, która świadczyła że rzeczywiście się nudzi.
Sztolc wyprowadził ją z alei i zwrócił twarzą do światła księżycowego.
— Spójrz na mnie! — i sam począł pilnie patrzyć jej w oczy.
— Możnaby pomyśleć, że jesteś nieszczęśliwą, taki masz dzisiaj dziwny wyraz twarzy. Co ci jest, Olgo?
Ujął ją wpół i znowu wprowadził w aleję.
— Wiesz co... jeść mi się chce — powiedziała usiłując się zaśmiać.
— Nie kłam! Nie kłam! Ja tego nie lubię! — zauważył niby zagniewany.
— Nieszczęśliwa! — z wymówką powtórzyła Olga, zatrzymując się w alei. — Tak, nieszczęśliwa chyba... dlatego żem zanadto szczęśliwa — odpowiedziała z akcentem takiej słodyczy, że Sztolc pocałował ją.
To ją ośmieliło. Przypuszczenie, jakkolwiek wypowiedziane w żartobliwej formie, że jest może nieszczęśliwą, wywołało w niej szczerość.
— Nie nudzę się i nie mogę się nudzić, ty sam wiesz o tem, i wiem że nie wierzysz temu; nie je-