gospodarskie, na oczekiwanie świąt, gości, zjazdów familijnych, na urodziny, chrzciny, na apatję, na sen męża.
Małżeństwo byłoby tylko formą, a nie treścią, środkiem, a nie celem; byłoby tylko szerokiemi, zawsze temi samemi ramami dla przyjęć gości, wizyt, wieczorów, pustej gadaniny.
Jakżeby się na Oldze odbiło takie życie? Walczyłaby z początku, szukając i odgadując tajemnicę życia, potem nastąpiłby płacz, męczarnie, wreszcie przyzwyczaiłaby się, nabrałaby tuszy, jadła, spała, tępiała...
Nie. Byłoby inaczej: ona płakałaby, męczyłaby się, usychała i kończyłaby życie w objęciach kochającego, dobrego i pozbawionego siły woli męża. Biedna Olga!
A jeśliby ogień nie przetlał, życie nie zamarło rychło; jeśliby siły wytrzymały natężenie i zapragnęły swobody; jeśliby ona poruszyła skrzydłami, jak mocna i bystra orlica, przytrzymana tylko przez chwilę słabemi rękami, i odleciała na tę skałę wysoką, gdzie ujrzałaby orła, który jest jeszcze bystrzejszy i silniejszy od niej? Biedny Ilja!
— Biedny Ilja! — powiedział raz głośno Andrzej, przypomniawszy sobie przeszłość.
Olga na dźwięk tego imienia opuściła nagle ręce na kolana wraz z robótką, którą trzymała, odrzuciła głowę wtył i zamyśliła się głęboko. Wykrzyknik męża obudził wspomnienie.
— Co się z nim dzieje? — spytała. — Czyż w samej rzeczy nic dowiedzieć się nie można?
Andrzej wzruszył ramionami.
— Zdawałoby się — rzekł — że żyjemy w czasach, gdy nie było poczt, gdy ludzie, rozjechawszy
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/715
Ta strona została uwierzytelniona.