łże! Słyszałem, że w naszych stronach, w Szumiłowej ojcowiźnie, zeszłorocznym urodzajem wszyscy popłacili swoje długi, a Szumiłowski majątek tylko przecie o pięćdziesiąt wiorst od twego, a dlaczegoż tam posucha nie wypaliła zboża? Wymyślił niedopłaty! A czego on miał pilnować? Dlaczego zaniedbał? Skąd te niedopłaty? Cóż to, roboty czy odbytu w naszych stronach niema? To rozbójnik! Jabym go nauczył! Chłopi rozeszli się — a on sam przecież złupił z nich, ile zdołał — i rozpuścił, a sprawnikowi ani myślał się skarżyć.
— Nie może być — zaoponował Obłomow, — on przecież i odpowiedź sprawnika w liście przytacza, tak szczerze...
— Ach, ty! Nic nie rozumiesz! Wszyscy oszuści piszą bardzo gładko — możesz mi wierzyć! Oto, naprzykład, — mówił dalej, wskazując na Aleksiejewa — siedzi uczciwa dusza, owca prawdziwa a czy napisze on gładko? Nigdy! A krewny jego, chociaż świnia i bestja — ten napisze. I ty nie potrafisz napisać prosto. To znaczy, że starosta twój już dla tego samego jest skotem, że zręcznie i prosto napisał. Widzisz, jak słowa pięknie uszykował: „przywrócić na miejsce zamieszkania“.
— Cóż z nim począć?
— Natychmiast go wyrzuć!
— A kogo na jego miejsce? Ja nie znam przecież moich chłopów. Inny może jeszcze będzie gorszy... Od dwunastu lat nie byłem w majątku.
— Jedź sam na wieś. Bez tego nie obejdzie się. Pomieszkaj tam przez lato, a w jesieni — do nowego mieszkania. Ja już postaram się o to, ażeby było gotowe.
— Na nowe mieszkanie, sam, na wieś! Tylko
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.