Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/744

Ta strona została uwierzytelniona.

oczy. Poprowadzę twego Andrzeja drogą, którą ty iść nie mogłeś... Z nim będziemy w czyn wprowadzać nasze młodzieńcze marzenia. Żegnaj mi stara Obłomówko! — rzekł spojrzawszy po raz ostatni w okna maleńkiego domku. Przeżyłaś już swój wiek!
— I cóż? — spytała Olga z mocnem biciem serca.
— Nic! — odpowiedział sucho Andrzej.
— Zdrów?
— Tak — niechętnie rzekł Andrzej.
— Cóż to tak prędko wróciłeś? Dlaczego mnie nie zawołałeś? Dlaczegoś go tu nie przyprowadził? Pozwól, ja tam pójdę.
— Nie można.
— Cóż się tam dzieje? — spytała z przerażeniem Olga. — Czy otworzyła się „przepaść?“ Powiedz nareszcie!
Sztolc milczał.
— Więc cóż tam zastałeś?
— Obłomowszczyznę! — ponuro odpowiedział Andrzej, a na dalsze zapytania Olgi nie odpowiadał aż do przyjazdu do domu.