— Jeszcze się martwi! — mówiono w domu „braciszka“.
Raz nagle zjawiła się u niej cała rodzina „braciszka“ z dziećmi, nawet z Tarantjewym niby dla wyrażenia współczucia. Popłynęły fałszywe pocieszania, rady „nie gubić siebie, zachować zdrowie dla dzieci“, — wszystko co już mówiono jej przed piętnastu laty po śmierci pierwszego męża. To, co wówczas wywołało pożądany skutek, teraz obudziło w niej wstręt i obrzydzenie.
Lżej jej było słuchać, gdy poczęli mówić o czem innem i oświadczyli, że teraz mogą znowu mieszkać wspólnie, że lżej będzie jej śród swoich znosić tęsknotę i im dobrze, gdyż tak jak ona nikt nie potrafi utrzymać gospodarstwa w porządku.
Agafja Matwiejewna prosiła o trochę czasu, aby się nad tem zastanowić, potem jeszcze przez dwa miesiące martwiła się, wkońcu zgodziła się na wspólne mieszkanie. W tym czasie Sztolc zabrał Andrjuszę do siebie, a ona została sama jedna.
I oto — w ciemnej sukni, w czarnej wełnianej chustce na szyi, chodzi jak cień z pokoju do kuchni, po dawnemu otwiera i zamyka szafy, szyje, prasuje, ale cicho bez dawnej energji, mówi niby od niechcenia, głosem cichym, a patrzy dokoła nie dawnym wzrokiem, przebiegającym z przedmiotu na przedmiot, lecz z wyrazem skupionym, z jakąś ukrytą tajemną myślą. Myśl ta osiadła niewidzialnie na jej twarzy w tej chwili kiedy ona świadomie, długo wpatrywała się w martwe rysy męża — i od tego czasu nie opuszczała jej już nigdy.
Agafja Matwiejewna była w ciągłym ruchu: rękami robiła wszystko co należało, ale myśl jej udziału w tem nie brała. Nad zwłokami męża, ze
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/749
Ta strona została uwierzytelniona.