„Proszę okazać Ekscelencjo ojcowskie współczucie i okiem miłościwem spojrzeć na nieuniknione grożące mi nieszczęście, skutkiem samowolnego zachowania się starosty, i zupełną ruinę, jaka mnie czeka wraz z żoną i drobnemi dziećmi, pozostawszy bez kawałka chleba wraz z dwanaściorgiem dzieci...“
Obłomow zaśmiał się.
— Gdzie ja znajdę tyle dzieci, jeśli mi je każą pokazać? — rzekł.
— Nie wyłguj się, pisz: z dwanaściorgiem dzieci... prześlizgnie się koło uszu... sprawdzać nikt nie będzie, ale zato będzie „naturalnie“... Gubernator odda list sekretarzowi, a ty i do niego napisz — rozumie się z dołączeniem — on wyda odpowiednie dyspozycje... Do sąsiadów się zwróć; kogo ty tam znasz?
— Dobrynicz blisko — rzekł Obłomow. — Ja tutaj widuję się z nim często. Teraz on tam właśnie.
— I do niego napisz, poproś pięknie: „zobowiążesz mnie pan głęboko i zrobisz wielką przysługę, jako chrześcijanin, przyjaciel i sąsiad“. Do listu dołącz jakiś petersburski prezencik... cygar, naprzykład. Tak zrób, a ty nic nie rozumiesz. Zgubiony człowiek! U mnie starosta potańczyłby. Dałbym mu. Kiedy tam poczta odchodzi?
— Pojutrze — odpowiedział Obłomow.
— Siadaj zatem i pisz zaraz!
— Ależ dopiero pojutrze, pocóż zaraz? — zauważył Obłomow. — Można przecież i jutro. Ale posłuchajno Michej Andreicz — dodał — dokonaj do reszty „dobrodziejstwa...“ Niech już tak będzie, a ja każę dodać do obiadu jeszcze jaką rybę, lub pieczeń z drobiu.
— Co więcej? — pytał Tarantjew.
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/75
Ta strona została uwierzytelniona.