pod sąd oddał takich panów! Ot i teraz — włóczy się, Bóg wie gdzie — mówił Tarantjew. — Poco się on włóczy po cudzych krajach?
— Uczy się... Chce wszystko widzieć, wiedzieć
— Uczyć się! Mało go jeszcze uczyli! Co to jest? On łże poprostu, nie wierz mu. On ciebie w żywe oczy oszukuje, jak małego chłopczyka. Czyż dojrzali już ludzie uczą się jeszcze? Słuchasz, co ci plecie? Czyż radcowie dworu uczą się? Ot, i ty byłeś w szkole, a czy teraz uczysz się? Cóż on tam, w niemieckiej szkole pewnie siedzi i lekcje kuje? Łże — i koniec. Słyszałem, że pojechał oglądać jakąś maszynę — pewnie prasę dla robienia rosyjskich bumażek... Jabym go wprost do więzienia... Akcje jakieś... Ach, te akcje, jak one mnie drażnią!
Obłomow zaczął się śmiać.
— Cóż ty mi zęby pokazujesz? Alboż to nieprawda, co mówię?
— No, zostawmy tę sprawę! — przerwał mu Ilja Iljicz. — Idź z panem Bogiem, dokąd chcesz, a ja z Iwanem Aleksiejewiczem popiszemy wszystkie te listy i postaram się naszkicować mój plan.... wszystko to razem zrobimy...
Tarantjew wyszedł do przedpokoju, nagle się wrócił.
— Zupełnie zapomniałem! Miałem interes do ciebie od rana — zaczął on łagodnym głosem. — Jutro mam być na weselu. Kokotow się żeni. Pożycz mi, ziemlaczku, twego fraka... mój, uważasz, trochę się obszargał...
— Jakże można — odpowiedział Obłomow nachmurzony z powodu takiej prośby. — Mój frak nie pasuje na ciebie.
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.