— Przeciwnie, zupełnie pasuje — przerwał Tarantjew. — Pamiętasz, przymierzyłem kiedyś twój surdut, — jak ulany na mnie. Zachar! Chodźno tutaj, stary bydlaku — krzyknął Tarantjew.
Zachar ryknął jak niedźwiedź, ale nie przyszedł.
— Zawołaj go, Ilja Iljicz. Co to on u ciebie taki hardy — uskarżał się Tarantjew.
— Zachar! — zawołał Obłomow.
— A żeby was tam! — doleciało z przedpokoju, a równocześnie dał się słyszeć skok z przypiecka.
— No, czego pan chce? — zwrócił się do Tarantjewa.
— Przynieś tu mój czarny frak! — rozkazał Ilja Iljicz. — Michej Andreicz przymierzy, czy pasuje na niego... jutro na wesele chce pożyczyć...
— Nie dam fraka! — stanowczo odpowiedział Zachar.
— Jak ty śmiesz, kiedy pan ci każe? — krzyknął Tarantjew. — Dlaczego ty Ilja Iljicz nie oddasz go do domu poprawy?
— No, jeszcze czego brakło — starego do domu poprawy posyłać! — rzekł Obłomow. — Przynieś Zachar frak, nie sprzeciwiaj się!
— Nie dam! — chłodno odpowiedział Zachar. — Niech pierwej zwróci kamizelkę i naszą koszulę. Od pięciu miesięcy już u niego w gościnie. Kiedyś pożyczył na imieniny — i tyle tylko widziałem! Kamizelka aksamitna, a koszula z holenderskiego płótna, dwadzieścia pięć rubli kosztuje. Nie dam fraka!
— Nu, do widzenia! czort was bierz! — ze złością zawołał Tarantjew, odchodząc i grożąc Zacharowi pięścią. — Pamiętaj, Ilja Iljicz, ja wy-
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.