Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale dnie mijały za dniami, lata szły za latami, młodzieńczy puch przemienił się w szorstką brodę, promienie oczu stały się dwoma ciemnemi punktami, całość zaokrągliła się, włosy poczęły nielitościwie wypadać, wydzwoniła trzydziestka, a on na żadnem stanowisku nie posunął się ani o krok naprzód, stał zawsze przed progiem swojej przyszłości, tak samo, jak przed dziesięciu laty.
Ciągle namyślał się i przygotowywał do rozpoczęcia życia, malując różnemi barwami własną przyszłość. Ale z każdym mijającym rokiem blakła w tem malowidle jakaś barwa.
Życie jego dzieliło się na dwie połowy: jedna składała się z pracy i nudów — w jego pojęciu były to synonimy, druga — ze spokoju i łagodnych rozrywek. Z tego powodu służba rządowa, już na samym początku, wydała mu się bardzo nieprzyjemną.
Wychowany w głębi prowincji śród łagodnych i serdecznych zwyczajów i obyczajów rodziny, przechodząc w ciągu dwudziestu lat z objęć w objęcia różnych krewnych, przyjaciół i znajomych, do tego stopnia był przepojony pierwiastkiem życia rodzinnego, że i przyszły urząd przedstawiał się mu jako coś podobnego do zajęć rodzinnych, w rodzaju, naprzykład, obojętnego zapisywania w książce przychodu i rozchodu, jak to czynił jego ojciec.
Zdawało mu się, że urzędnicy pewnej dykasterji tworzą coś podobnego do dobrze spojonego rodzinnego grona, żyjącego w ciągłej trosce, ażeby wszystkim było spokojnie i przyjemnie; że urzędowanie nie jest wcale obowiązkowem przyzwyczajeniem, którego trzeba pilnie i codziennie prze-