Ilji Iljiczowi zdawało się, że zwierzchnik do tego stopnia wchodzi w położenie podwładnego, że troszczy się o to, czy dobrze noc przepędził, dlaczego oczy ma mętne i czy nie boli go głowa.
Ale ciężko się rozczarował zaraz pierwszego dnia swego urzędowania. Jak tylko zwierzchnik przyjechał do biura, rozpoczynała się gorączkowa bieganina, wszyscy chodzili zaaferowani, potrącając jeden drugiego. Niektórzy wprost oglądali sami siebie, ażeby się jak najlepiej sprezentować zwierzchnikowi.
Później spostrzegł Obłomow, że niebrak zwierzchników, którzy ujrzawszy przed sobą zalęknionego urzędnika, widzą w tem pewien szacunek dla siebie, a nieraz pilność i zdolność do „służby“.
Ilja Iljicz nie potrzebował lękać się swego zwierzchnika, który był dobrym i łagodnym w obejściu człowiekiem. Nikomu nigdy nic złego nie zrobił, podwładni byli z niego zadowoleni i nie życzyli sobie lepszego. Nikt nie usłyszał nigdy od niego przykrego słowa, ani krzyknięcia, ani podniesienia głosu. On nigdy nic nie żądał, ale prosił. Każdego traktował przez pan.
Ale wszyscy niepokoili się w jego obecności. Na jego łagodne słowa odpowiadali głosem trochę przelękłym, jakim zwykle nie przemawiali.
Ilja Iljicza także lęk ogarniał, gdy zwierzchnik zbliżał się do niego. I on tracił głos właściwy, który nabierał intonacji uległej i brzydkiej.
Nacierpiał się Ilja Iljicz w urzędzie od strachu i smutku przy dobrym i niewymagającym zwierzchniku. Bóg wie, coby się z nim stało, gdyby miał pracować pod surowym i wymagającym!
Na tym urzędzie spędził Obłomow ze dwa lata;
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.