Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/101

Ta strona została przepisana.

skłębione chmury pełzły ku niej ciężkie myśli, kładły się brzermeniem na sercu...
— Zmęczyliście się, mamusiu. Pora już spać! — powiedział Jegor uśmiechając się.
Pożegnała się z nim i bokiem, ostrożnie wysunęła się do kuchni unosząc z sercu gryzące, gorzkie uczucie.
Rano, podczas herbaty, Jegor zapytał ją:
— A jeżeli was capną i zapytają, skąd wzięliście wszystkie te heretyckie książki, to co odpowiecie?
— Odpowiem im: nie wasza sprawa!
— Nie, z tym to oni się nie zgodzą! — sprzeciwił się Jegor. — Oni są głęboko przekonani, że to właśnie — ich sprawa, i będą dopytywać się gorliwie i długo!
— A ja nie powiem.
— A oni was — do więzienia!
— No to co? Dzięki Bogu, że choć na to się przydam! — powiedziała wzdychając. — Komu ja jestem potrzebna? Nikomu! A męczyć podobno nie będą...
— Hm! — powiedział Jegor i popatrzył na nią uważnie. — Torturować nie będą. Ale dobry człowiek powinien dbać o siebie...
— U was nie można się tego nauczyć! — powiedziała matka uśmiechając się.
Jegor milczał chwilę, przeszedł się po pokoju, zbliżył się do niej i powiedział:
— Ciężko wam, swojaczko! Czuję to — bardzo wam ciężko!
— Wszystkim ciężko! — powiedziała machnąwszy ręką. — Może tylko tym, którzy rozumieją, jest trochę lżej... Ale ja także trochę rozumiem, czego chcą dobrzy ludzie...
— A jeżeli rozumiecie, mamusiu, to znaczy, że wszystkim nam jesteście potrzebni, wszystkim! — poważnie powiedział Jegor.