Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/104

Ta strona została przepisana.

— Dobre słowo niedrogo mnie kosztuje... — mruknął odchodząc na bok.
Własowa wykrzykiwała:
— Gorący kapuśniak, kluski, polewka...
I myślała, jak opowie synowi o swoim pierwszym doświadczeniu, a przed nią wciąż stała żółta twarz oficera, zdziwiona i zła. Czarne wąsiki poruszały się w zakłopotaniu, spod górnej, w rozdrażnieniu wzniesionej wargi, błyskała biała kość mocno zaciśniętych zębów. W piersi jej radość śpiewała jak ptak, brwi przebiegle unosiły się i opuszczały, i zręcznie spełniając swoje zadanie dogadywała w myśli:
— A oto — jeszcze! Na!

XVI

Wieczorem, gdy piła herbatę, za oknem rozległ się chlupot końskich kopyt po błocie i odezwał się znajomy glos. Zerwała się, rzuciła się do kuchni, do drzwi. Ktoś szedł prędkim krokiem przez sień. Pociemniało jej w oczach, oparłszy się o framugę, pchnęła drzwi nogą.
— Dobry wieczór, mateńko! — rozległ się znajomy głos i na ramionach jej spoczęły suche, długie ręce. W sercu matki wezbrał jednocześnie — smutek rozczarowania i — radość, że widzi Andrzeja. Wezbrały, zmieszały się w jedno palące uczucie, które objęło ją gorącą falą, objęło, poniosło — i padła twarzą na pierś Andrzeja. Andrzej przyciągnął ją mocno, ręce jego drżały. Matka w milczeniu płakała cicho. Gładzik jej włosy i mówił śpiewnie, jak gdyby nucił:
— Nie płaczcie, mateńko, nie męczcie serca! Daję wam słowo, mówię wam — prędko go wypuszczą! Nie mają żadnych dowodów przeciw niemu, a chłopcy milczą jak gotowane ryby.