Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/110

Ta strona została przepisana.

— Nie — a co
— Dobranoc!
— Dziękuję, mateńko, dziękuję! — odpowiedział z wdzięcznością.

XVII

Na drugi dzień, kiedy Niłowna podeszła z nosidłami do wrót fabryki, stróże zatrzymali ją grubiańsko i, rozkazawszy jej postawić nosidła na ziemi, starannie obejrzeli wszystko.
— Wyziębicie mi jedzenie! — spokojnie zauważyła matka, podczas gdy brutalnie obmacywali jej ubranie.
— Milcz! — ponuro powiedział jeden ze stróży, a inny, pchnąwszy ją lekko w ramię, oświadczył z przekonaniem:
— A ja mówię, że to przez płot rzucają!
Pierwszy podszedł do niej stary Sizow i, obejrzawszy ją, zapytał półgłosem:
— Słyszeliście, matko?
— O czym?
— Papierki! Znowu pojawiły się! Po prostu, jak soli na chleb nasypano ich wszędzie! Dużo mają z tych aresztów i rewizji! Mazina, mojego krewniaka, do więzienia wzięli — no i co? Wzięli twojego syna — a teraz przecież widać, że to nie oni!
Zebrał brodę w garść, popatrzył na nią i odchodząc dorzucił:
— Nie zaszłabyś do mnie? Smutno ci przecie samej jednej...
Podziękowała i, głośno wykrzykując nazwy jadła, uważnie przyglądała się niezwykłemu ożywieniu, panującemu w fabryce. Wszyscy byli podnieceni, zbierali się, rozchodzili, biegli od jednego oddziału do drugiego. Powiew czegoś rześkiego i śmiałego unosił się w pełnym sadzy