Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/114

Ta strona została przepisana.

Roześmiał się, wstał i zaczął chodzić po pokoju.
— Nie, mateńko, uczcie się! Paweł przyjdzie, a wy — ehe?
— Ach, Jędrusiu! — powiedziała matka. — Dla młodego wszystko jest proste. A jak pożyjesz — zgryzoty dużo, sił — mało, a rozumu — zupełnie nie ma...

XVIII

Wieczorem chachoł wyszedł, a matka zapaliła lampę i usiadła przy stole z pończochą. Wkrótce jednak wstała, niezdecydowanie przeszła się po pokoju, wyszła do kuchni, zamknęła drzwi na haczyk i, mocniej niż zwykle ruszając brwiami, wróciła do pokoju. Spuściła firanki w oknach, wzięła książkę z półki, znowu usiadła przy stole i, rozejrzawszy się, schyliła się nad książką. Wargi jej zaczęły się poruszać. Gdy z ulicy dochodził hałas, wzdrygała się, zakrywała książkę dłonią i nadsłuchiwała czujnie. Po czym znowu, to zamykając, to otwierając oczy, szeptała:
— Ż-y-ży-c-i-e-cie — życie...
Zastukano do drzwi. Matka zerwała się, wsunęła książkę na półkę i zapytała z niepokojem:
— Kto tam?
— Ja...
Wszedł Rybin, statecznie pogładził brodę i zauważył:
— Przedtem puszczałaś ludzi bez pytania. Sama jesteś? Tak. A ja myślałem, że chachoł w domu. Widziałem go dzisiaj... Więzienie nie psuje człowieka.
Usiadł i powiedział matce:
— Pogadamy...
Spoglądał znacząco i tajemniczo, budząc w matce nieokreślony niepokój.