Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/115

Ta strona została przepisana.

— Za wszystko trzeba płacić — zaczął swoim ciężkim głosem. — Za darmo nie urodzisz się i nie umrzesz — ot co! I książki, i odezwy — kosztują. Ty wiesz, skąd pochodzą pieniądze na książki?
— Nie wiem — cicho powiedziała matka czując coś niebezpiecznego.
— Tak. Ja też nie wiem. Po drugie — kto układa książki?
— Uczeni...
— Panowie! — powiedział Rybin i jego brodata twarz poczerwieniała z natężenia. — A więc — panowie książki układają i rozdają. A w książkach pisze się przeciw panom. Teraz — powiedz mi, co oni w tym mają za korzyść, żeby wydawać pieniądze na podburzanie ludu przeciw sobie, co?
Matka zamrugała oczyma i z przestrachem krzyknęła:
— O czym ty myślisz?...
— Aha! — powiedział Rybin i ciężko jak niedźwiedź poruszył się na krześle. — Ot co! Jak doszedłem do tej myśli, to i mnie się zimno zrobiło.
— Dowiedziałeś się czegoś?
— Oszukaństwo! — odpowiedział Rybin — Czuję w tym jakiś podstęp. O niczym nie wiem, ale — jakieś oszukaństwo w tym jest. Ot co! Panowie kręcą. A mnie trzeba prawdy. Prawdę zrozumiałem, a z panami nie pójdę. Panowie, kiedy im będzie trzeba, wypchną mnie naprzód, a potem, po moich kościach, jak po moście, dalej pójdą...
Matka poczuła, że jego ponure słowa, jak powrozami, krępują jej serce.
— Boże! — zawołała ze smutkiem. — Czyżby Pawełek nie rozumiał tego? I wszyscy, którzy...