Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/128

Ta strona została przepisana.

— Mówię, że dzieci zaczęły się wstydzić rodziców — powtórzył i, westchnąwszy głośno, dodał: — Ciebie Paweł nigdy się nie powstydzi. A ja, widzisz, wstydzę się ojca. I do jego domu... nie pójdę więcej. Nie mam ojca... i domu nie mam!... Oddali mnie pod dozór policyjny, gdyby nie to — pojechałbym na Syberię. Oswobadzałbym tam zesłanych, organizowałbym im ucieczki...
Wrażliwym sercem matka rozumiała, że temu człowiekowi jest ciężko, ale jego ból nie budził w niej współczucia.
— Ha, jeżeli tak, to może i lepiej odejść! — mówiła, żeby nie obrazić go milczeniem.
Z kuchni wyszedł Andrzej i śmiejąc się powiedział:
— O czym ty tak perorujesz?
Matka podniosła się mówiąc:
— Trzeba przygotować coś do jedzenia...
Wiesowszczikow uważnie popatrzył na Andrzeja i nagle oświadczył:
— Myślę, że niektórych ludzi trzeba zabijać!
— Oho! A dlaczegóż to? — zapytał chachoł.
— Zęby ich nie było...
Chachoł, wysoki i chudy kołysząc się na nogach, stał pośrodku pokoju i patrzył na Mikołaja z góry, wsadziwszy ręce w kieszenie, a Mikołaj siedział na krześle, okrążony obłokami dymu, i na jego szarą twarz wystąpiły czerwone plamy.
— Rozwalę łeb Isajowi Gorbowowi — zobaczysz!
— Za co? — zapytał chachoł.
— Nie szpieguj, nie donoś. Przez niego ojciec zginął, przez niego szpiclem chciałby teraz zostać — z ponurą wrogością patrząc na Andrzeja, mówił Wiesowszczikow.
— Więc o to idzie! — wykrzyknął chachoł. — Ale któż może ciebie za to obwiniać? Chyba głupcy!...
— I głupcy, i mądrale — jeden diabeł! — twardo powiedział Mikołaj. — Ot, ty jesteś mądry i Paweł także.