Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/129

Ta strona została przepisana.

a czy dla was jestem takim samym człowiekiem jak Fedzia Mazin albo Samojłow, albo wy obydwaj jeden dla drugiego? Nie kłam, i tak nie uwierzę; wszyscy mnie odsuwacie na bok, na oddzielne miejsce...
— Boli cię dusza, Mikołaju! — cicho i łagodnie powiedział chachoł siadając obok niego.
— Boli. I was — boli. Tylko że wasze bolączki wydają się wam szlachetniejsze od moich. Wszyscy jesteśmy podli jeden dla drugiego — oto, co ci powiem. A — cóż ty im możesz powiedzieć? No?
Wlepił swoje świdrujące oczy w twarz Andrzeja i czekał wyszczerzywszy zęby. Jego ospowata twarz była nieruchoma, a po grubych wargach przebiegało drżenie, jak gdyby sparzył je czymś gorącym.
— Nic ci nie powiem — powiedział Andrzej piszcząc wrogie spojrzenie Wiesowszczikowa smutnym i ciepłym uśmiechem swych błękitnych oczu. — Widzisz — chcieć przekonywać człowieka wtedy, kiedy wszystkie rany jego serca krwawią — to tylko urażać go, wiem to, bracie!
— Ze mną nie można dyskutować, ja nie umiem! — mruknął Mikołaj spuściwszy oczy.
— Myślę — ciągnął dalej chachoł — że każdy z nas chodził bosymi nogami po tłuczonym szkle i każdy o jakiejś złej godzinie dyszał tym, co ty...
— Nic nie możesz mi powiedzieć! — powoli wyrzekł Wiesowszczikow. — Dusza we mnie wilkiem wyje!...
— I nie chcę powiedzieć. Wiem tylko, że to ci przejdzie. Może niezupełnie, ale przejdzie...
Uśmiechnął się, uderzył Mikołaja po ramieniu i mówił dalej:
— To jest, bracie, dziecięca choroba w rodzaju odry. Wszyscy na nią chorujemy. Silni — mniej, słabi — bardziej. Powala ona człowieka zwykle wtedy, kiedy człowiek