Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/130

Ta strona została przepisana.

odnajduje sam siebie, a życia i własnego miejsca w nim jeszcze nie widzi. Wydaje ci się wtedy, że na całym świecie nie ma takiego smacznego ogóreczka jak ty i że wszyscy chcą cię schrupać. Potem przechodzi nieco czasu i spostrzegasz, że i w piersiach innych ludzi żyje to, co jest dobrego w twoim sercu i — robi ci się lżej i trochę — wstyd. Bo po coś wyłaził na dzwonnicę, kiedy twój dzwon jest taki maleńki, że w czas świątecznego dzwonienia wcale go nie słychać? Potem zobaczysz, że twój dzwon w chórze słychać, a w pojedynkę — stare dzwony zatapiają go w swoim huku jak muchę w maśle. Rozumiesz, co mówię?
— Może i rozumiem! — kiwnął głową Mikołaj. — Ale — nie wierzę!
Chachoł zaśmiał się, zerwał się na nogi i począł hałaśliwie biegać po pokoju.
— I ja także nie wierzyłem! Ach ty — furo!
— Dlaczego furo? — posępnie uśmiechnął się Mikołaj patrząc na Andrzeja.
— Tak — podobny jesteś...
Nagle Wiesowszczikow zaśmiał się głośno szeroko otworzywszy usta.
— Ty — czego? — zapytał zdziwiony chachoł zatrzymując się przed nim.
— Pomyślałem-sobie, że głupcem będzie ten, kto ciebie obrazi! — wyjaśnił Mikołaj kiwając głową.
— A jakże mnie ma obrazić? — zapytał chachoł wzruszając ramionami.
— Nie wiem! — powiedział Wiesowszczikow, dobrodusznie i pobłażliwie szczerząc zęby. — Ja tylko o tym, że temu człowiekowi, który cię obrazi, wstyd będzie później i przykro.
— Co ci przychodzi do głowy! — śmiejąc się powiedział chachoł.
— Jędrusiu! — zawołała matka z kuchni.