Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/138

Ta strona została przepisana.

każda kropla ich krwi jest już z góry obmyta morzem łez ludu...
I nagle zaśmiawszy się cicho, dorzucił:
— To sprawiedliwe — ale — to nie pociesza!

XXII

Pewnego razu, w święto, matka przyszła ze sklepiku, otworzyła drzwi i stanęła w progu, oblana nagłą radością jak ciepłym letnim deszczem: w pokoju dźwięczał mocny głos Pawła.
— Otóż i ona! — zawołał chachoł.
Matka widziała, jak gwałtownie odwrócił się Paweł. Jego oczy zapłonęły uczuciem, które zapowiadało dla niej coś wielkiego i nowego.
— Przyszedł i... jest w domu... — wybełkotała i, zaskoczona niespodzianką, zmieszana, usiadła.
Nachylił silę nad nią. Był blady, w kątach jego oczu błyszczały drobne, jasne łzy, usta drżały. Chwilę milczał i matka patrzyła na niego także w milczeniu.
Chachoł, cicho poświstując, przeszedł mimo nich, ze spuszczoną głową, i wyszedł na podwórze.
— Dziękuję, mamo! — głębokim, niskim głosem powiedział Paweł ściskając jej rękę drżącymi palcami. — dziękuję, kochanie!
Radośnie wstrząśnięta wyrazem twarzy i dźwiękiem głosu syna, gładziła jego głowę i, wstrzymując bicie serca, powtarzała cicho:
— Bóg z tobą! Za co?
— Za to, że pomagasz wielkiemu naszemu dziełu, dziękuję! — odpowiedział. — Kiedy człowiek może nazwać swoją matkę matką i z ducha — rzadkie to szczęście!