Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/144

Ta strona została przepisana.

nazwali ich — burżua. Zapamiętajcie, mamusiu — burżuja. Gryzą one nas, gryzą i wysysają...
— Bogaci, czy tak? — zapytała matka.
— Otóż to właśnie! W tym leży ich nieszczęście. Jeśli, widzicie, do pożywienia dziecka dodawać po odrobinie miedzi, to to wstrzymuje wzrost jego kości, i dziecko staje się karzełkiem, a jeżeli truć człowieka złotem — dusza jego robi się maleńka, martwa i szara, zupełnie jak gumowa piłeczka za pięć groszy.
Pewnego razu mówiąc o Jegorze, Paweł powiedział:
— Wiesz, Andrzeju, najwięcej żartują ci ludzie, w których serce płacze...
Chachoł pomilczał, po czym przymrużywszy oczy, odpowiedział:
— Gdybyś miał słuszność, cała Rosja umierałaby ze śmiechu...
Znowu zjawiła się Natasza. Natasza także siedziała w więzieniu, gdzieś w innym mieście, ale to nie zmieniło jej. Matka zauważyła, że przy niej chachoł stawał się weselszy, sypał żartami, zaczepiał wszystkich z właściwą sobie czułą zjadliwością wzbudzając w niej śmiech. Ale gdy odchodziła zaczynał smutnie gwizdać swoje nie kończące się pieśni i długo chodził po pokoju jednostajnie szurając nogami.
Często przybiegała Sasza, zawsze zachmurzona i śpiesząca się dokądś i coraz bardziej czegoś kanciasta i szorstka.
Pewnego razu Paweł odprowadzając ją wyszedł do sieni i nie zamknął za sobą drzwi; matka usłyszała ich rozmowę:
— To wy będziecie nieść sztandar?
— Ja.
— Czy to postanowione?
— Tak. Mam do tego prawo.
— Znowu więzienie?!
Paweł milczał.