Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/147

Ta strona została przepisana.

— Dość już tej gadaniny, mój panie! — powiedział ponuro zatrzymując na twarzy Pawła swoje wypukłe oczy. Był podobny do jaszczurki w szczelinie skalnej.
Matce chciało się rozpłakać. Nie chcąc, żeby syn widział jej łzy, zamruczała nagle:
— Ach, Boże mój! Zapomniałam...
I wyszła do sieni. Tam wetknęła głowę w kąt i dała folgę łzom swojej krzywdy. Płakała w milczeniu, bezdźwięcznie, słabnąc od łez, jak gdyby razem z nimi upływała krew jej serca.
Przez uchylone drzwi dochodziły do niej głuche odgłosy ich sporu.
— Ty co — zachwycasz się sobą męcząc matkę? — pytał chachoł.
— Nie masz prawa tak mówić! — krzyknął Paweł.
— Dobry byłby ze mnie przyjaciel, gdybym milczał widząc twoje głupie, koźlęce podskoki! Czy wiesz chociaż, po coś to powiedział?
— Trzeba zawsze mówić twardo i tak, i nie!
— Jej?
— Wszystkim! Nie chcę ani miłości, ani przyjaźni, która czepia się nóg, zatrzymuje...
— Bohater! Wytrzyj nos! Wytrzyj i — idź powiedzieć to wszystko Saszeńce. Jej trzeba to było powiedzieć...
— Powiedziałem!
— Tak? Kłamiesz! Do niej mówiłeś łagodnie, do niej mówiłeś czule, nie słyszałem, ale — wiem! Ale przed matką rozpuściłeś ogon jak paw... bohater! Zrozum, koźlaku, że twoje bohaterstwo nie warte jest grosza!
Własowa zaczęła prędko ścierać łzy z policzków. Przestraszyła się, że chachoł obrazi Pawła, pośpiesznie otworzyła drzwi, weszła do kuchni i, drżąca jeszcze, pełna rozpaczy i strachu, odezwała się głośno:
— Uch, zimno! A — wiosna przecie....