Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/150

Ta strona została przepisana.

zgiętej szyi. Chachoł odrzucił w tył tułów opierając się rękoma o podłogę, spojrzał na matkę i syna trochę zaczerwienionymi oczyma i powiedział półgłosem mrugając:
— Dobrzy z was ludzie — tak!
Paweł schylił się, schwycił jego rękę.
— Nie szarp! — głucho powiedział chachoł. — Jeszcze mnie przewrócisz!...
— Czego się wstydzicie? — odezwała się matka. — Pocałowalibyście się, objęlibyście się, mocno, mocno...
— Chcesz? — zapytał Paweł.
— Można! — powiedział chachoł podnosząc się.
I objąwszy się mocno, zamarli na sekundę, dwa ciała i jedna dusza płonąca gorącym uczuciem przyjaźni.
Po twarzy matki popłynęły znowu łzy, ale nie były to już ciężkie łzy smutku. Ocierając je, powiedziała z zawstydzeniem:
— Lubi baba popłakać — ze zmartwienia płacze i z radości płacze!...
Chachoł odsunął Pawła miękkim ruchem i, wycierając oczy palcami, powiedział:
— Dosyć! Naswawoliły się cielęta, czas iść na pieczeń! Ach, diabelskie drzewo! Dmuchałem, dmuchałem — zaprószyłem sobie oczy...
Paweł spuściwszy głowę, usiadł przy oknie i powiedział cicho:
— Takich łez nie wstyd...
Matka podeszła do niego, usiadła obok. Uczucie ciepła i dziwnej rześkości napełniło jej serce. Było jej smutno, ale przyjemnie i spokojnie.
— Już ja zbiorę naczynia, posiedźcie sobie, mateńko! — powiedział chachoł wychodząc z pokoju. — Odpocznijcie! Namęczyliśmy was...
I w pokoju rozległ się jego śpiewny głos.