Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/153

Ta strona została przepisana.

czyć. Po północy przechodziłam, zajrzałam przez okno, wszyscyście przy stole siedzieli...
— Co ty, Mario? Czy o nich można nawet pomyśleć? — z przestrachem wykrzyknęła matka.
— A kto go zabił? Na pewno wasi! — z przekonaniem powiedziała Korsunowa. — Wszyscy wiedzą, że ich szpiegował...
Matka zatrzymała się tracąc oddech. Przyłożyła rękę do piersi.
— A tobie co? Nie bój się! Należało się to złodziejowi! Chodźmy prędzej, bo go wywiozą!...
Matka chwiała się na nogach na myśl o Wiesowszczikowie.
— No i zdobył się! — myślała tępo.
Niedaleko od murów fabryki, na miejscu niedawno spalonego domu depcząc węgle i podnosząc kurz z popiołu, stał tłum ludzi i huczał jak rój trzmieli. Dużo było kobiet, jeszcze więcej dzieci, sklepikarze, służący z szynku, policjanci, żandarm Peltin, wysoki starzec z puszystą srebrną brodą i medalami na piersiach.
Isaj pół leżał na ziemi, oparty plecami o opalone deski, zwiesiwszy obnażoną głowę na prawe ramię. Prawa ręka była wsunięta w kieszeń spodni, palce lewej wbiły się w pulchną ziemię. — Matka spojrzała mu w twarz. Jedno oko Isaja patrzyło zamglone na czapkę leżącą między jego rozrzuconymi, jakby ze zmęczenia, nogami, pół otwarte usta miały zdziwiony wyraz, ryża bródka sterczała w bok. Chude ciało o ostrej głowie i kościstej, piegowatej twarzy, stało się jeszcze mniejsze, ściągnięte przez śmierć. Matka westchnęła i przeżegnała się. Za życia był jej wstrętny, teraz budził w niej ciche politowanie.
— Nie ma krwi — zauważył ktoś półgłosem. — Pewnie kulakiem huknęli.