Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/155

Ta strona została przepisana.

to zrozumiałe! Ja sam mógłbym zabić człowieka, który stał się zwierzęciem dla ludzi. Ale zabić takiego nędznego człowieczka — że też ręka nie opadnie?
Chachoł wzruszył ramionami, po czym powiedział:
— Ten był szkodliwy nie mniej, niż zwierzę. Komar wypije trochę naszej krwi — też zabijamy!
— No, tak! Mnie nie o to chodzi... Mówię, że... to wstrętne!
— Co robić? — znowu powiedział Andrzej wzruszając ramionami.
— Czy ty mógłbyś zabić takiego? — zapytał w zamyśleniu Paweł, po długiej chwili milczenia.
Chachoł popatrzył na niego swoimi okrągłymi oczyma, przelotnie spojrzał na matkę i ze smutkiem, ale twardo odpowiedział:
— Za towarzyszy, za sprawę — wszystko mogę! I zabiję. Choćby syna.
— Oj, Jędrusiu! — cicho wykrzyknęła matka.
Uśmiechnął się i powiedział:
— Nie można inaczej! Takie jest życie...
— Taak!... — powoli przeciągnął Paweł — Takie jest życie...
W nagłym podnieceniu, jakby pod wpływem jakiegoś wewnętrznego wstrząsu, Andrzej wstał, machnął rękami i zaczął mówić:
— Cóż robić? Trzeba nienawidzić człowieka, żeby prędzej nastał czas, gdy będzie można tylko zachwycać się ludźmi. Trzeba niszczyć tego, kto przeszkadza biegowi życia, kto sprzedaje ludzi za pieniądze, żeby kupić za nie spokój albo szacunek. Jeżeli na drodze sprawiedliwych stoi Judasz i chce ich sprzedać, byłbym sam Judaszem, gdybym nie zgładził go! Nie mam prawa? A oni, nasi panowie, mają prawo utrzymywać żołnierzy i katów, publiczne domy i więzienia, katorgę i całe to plugastwo, które chroni ich