Strona:PL Gorki Maksym - Matka, tłum. Halina Górska.pdf/16

Ta strona została przepisana.

I zamierzył się młotkiem.
Ojciec popatrzył na niego, schował porosłe: włosem ręce za plecy i, uśmiechając się krzywo, powiedział:
— Dobrze..
Po czym, ciężko westchnąwszy, dorzucił:
— Ech, swołocz...
Niedługo potem oświadczył żonie:
— O pieniądze się do mnie nie zwracaj. Paweł cię wyżywi...
— A ty będziesz wszystko przepijał? — ośmieliła się zapytać..
— Nie twoja sprawa, swołocz! Kochankę sobie wezmę...
Kochanki nie wziął, ale od tego czasu, prawie ze dwa lata, aż do samej śmierci, nie dostrzegał syna i nie odzywał się do niego.
Własow miał psa, wielkiego i kudłatego jak on. Co dzień pies odprowadzał go do fabryki i co wieczora czekał na niego przed wrotami. W święta Własow chodził od karczmy do karczmy. Chodził w milczeniu, jakby chciał odnaleźć kogoś, i drapał twarze ludzi swym ostrym spojrzeniem. Pies cały dzień chodził za nim opuściwszy duży, wspaniały ogon. Do domu Własow wracał pijany, siadał do wieczerzy i karmił psa ze swojej miski. Psa nie bił, nie klął go, ale i nie pieścił nigdy. Po wieczerzy, jeśli żona nie zdążyła sprzątnąć natychmiast ze stołu, zrzucał na podłogę naczynia, stawiał przed sobą butelkę wódki, opierał się plecami o ścianę i głuchym, budzącym śmiertelną nudę i smutek, głosem wył pieśń przymykając oczy i szeroko otwierając usta.
Zawodzące, brzydkie dźwięki plątały się w jego wąsach strząsając z nich okruszyny chieba. Ślusarz rozczesywał brodę i wąsy grubymi palcami i — śpiewał. Słowa pieśni były jakieś niezrozumiałe, przeciągłe, melodia przypominała zimowe wycie wilków. Śpiewał, póki w butelce była wódka, po czym zwalał się bokiem na ławę albo opuszczał